Trzynastoletnia Jennifer Barkey kurczowo trzymała w dłoni dwieście funtów. Zbierała tę sumę przez ostatnie trzy lata swojego życia.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść? - zapytał ją Leo, jeden z jej braci bliźniaków.
- Dobrze wiesz. Zawsze o tym marzyłam, prawda?
- Leonowi nie o to chodzi. - powiedział Luke - On... To znaczy my... My martwimy się o to jak zniesiesz ten widok.
- Po pierwsze nie jestem już małym dzieckiem. Po drugie będę mogła pomóc jedemu stworzeniu - odpowiedziała spokojnie i zagarnęła włosy za ucho. - Jakoś przeżyję ten widok, nie martwcie się - dodała na koniec.
Zrobili jeszcze kilka kroków i przystanęli przy znaku z napisem "konie na rzeź". Za tablicą rozciągało się wielkie pole, które w tej chwili było pokryte licznymi zbudowanymi na szybko zagrodami. W każdej z nich mieściło się co najmniej pięć koni. Wszędzie znajdowały się wbite w ziemię kołki do których stały przywiązane zwierzęta. Jennifer wyraźnie słyszała krzyki rzeźników. Ktoś daleko krzyknął "cholerny koń" i po tym dało się usłyszeć głośne rżenie.
Szatynka złapała braci za ręce i pociągnęła ich w stronę najbliższej zagrody. Stały w niej tylko dwa konie - potężny gniady koń pociągowy i kasztanowaty źrebak chwiejne stojący na nogach. W kilku miejscach brakowało im sierści, zimnokriwstemu kantar wrastał w skórę. Jen drgnęła. Nie rozumiała jak można doprowadzić zwierzę, nawet te na rzeź, do takiego stanu. Ono też czuje. Ale niektórzy wciąż tego nie rozumieją.
- Co panieneczko? Zebrało się na litość? - zapytał ktoś z tyłu drwiącym głosem. - Bierz tego małego rudzielca i spadaj.
Jen nie zdążyła się nawet odezwać, ale właściciel kontynuował sprzedaż.
- Trzysta funtów? Masz tyle, bidulo? Konia z rzezi zachciało się kupić, co? - mężczyzna zapalił papierosa i dmuchnął gniademu w pysk. Koń parsknął i gwałtownie odsunął się od płotu.
- Hej! - krzyknął Leo - Weźmiemy tego źrebaka za sto. I nie takim tonem do mojej siostry!
Jennifer wcisnęła bratu w dłoń odpowiednią sumę. Nie chciała nawet dotknąć tego faceta, brzydziła się nim i w duszy go nienawidziła.
- Sto? Wieśniaku, za sto to ja bym osła sprzedał, a nie takiego championa jak to rude! - zaśmiał się sarkastycznie. Zaciągnął się, splunął. Jego ręka z wciąż dymiącym papierosem zbliżyła się do pyska źrebaka. - Bierzesz go czy mam mu wypalić dziurę w skórze? - żadne z rodzeństwa nie odpowiedziało. Nie mogli uwierzyć, że tacy ludzie mają prawo żyć. Mężczyzna jeszcze bardziej zbliżył dłoń do nic nie podejrzewającego źrebaka, który spokojnie lizał płot. W tej chwili Jennifer złapała sprzedawcę za nadgarstek. Będę musiała szorować dłoń przez trzy dni, pomyślała. Odepchnęła jego rękę i wcisnęła mu między palce dwieście funtów, po czym splunęła mu w twarz. Zanim się otrząsnął zdążyła wyprowadzić źrebaka z zagrody za pomocą prowizorycznego uwiązu. Przerzuciła go przez szyję zwierzęcia i zrobiła lużną pętlę. Kilka minut po zdarzeniu rodzeństwo było już na drodze prowadzącej do domu. Sprzedawca nie mógł uwierzyć, że trzynastolatka napluła na niego i wzięła konia za niższą cenę.
Bardzo ciekawie! Powodzenie!
OdpowiedzUsuń3maj się cieplutko ^^
Jeżeli ci się spodoba zaobserwuj.
http://moda-ma-zasady.blogspot.com/
Szczerze mówiąc nie wiem za bardzo jak znalazłam się na Twoim blogu, ale mniejsza z tym. Zobaczyłam tylko szablon i wiedziałam, że tu zostaję. Konie, konie, konie! Zakładam, że jeździsz konno, ja też. ;)
OdpowiedzUsuńA co to prologu, mnie osobiście się podoba. Tylko w jednym miejscu brakuje ci przecinka, ale już nie wiem gdzie.
Możesz mieć pewność, że masz czytelnika. Z przyjemnością będę czytała Twoją twórczość. ;)
aria-force-igrzyska.blogspot.com
Zakładam, że trafiłaś tu przez mój pierwszy blog :) Niekoniecznie jeżdżę konno (nie zaliczam stępu do jako takiej "jazdy", tzn. umiem więcej, tylko z powodu strachu mojej mamy praktykuję stęp), ale wraz z przyjaciółką zajmuję się koniem :)
Usuń